Przywiązał do krzesła, przewrócił na dywan,
zawinął jak w bletkę, przeniósł do bagażnika.
Wywiózł w miejsce, gdzie śmierdzi od zwłok,
zaczęła rzgać, gdy poczuła tą woń.
Na wznak ja położył, by zaczęła się dławić,
On wziął nóż i widelec jakby siadał do kolacji.
Położył na kafelki, by poczuła chłód,
On powoli wbił nóż, ona poczuła ból.
Był sadystą, rozkoszował się ludzkim wnętrzem,
gdy kogoś kochał, dosłownie zdobywał serce.
Ona płakał, błagała by przestał,
on miał satysfakcję, gdy tonęła w jękach.
On chciał wykonać cięcie, ostatnie w jej życiu,
w kamienicy echo krzyków.
Ona zaczęła się wyrywać, złapała nóż,
chciała wbić w niego i rozciąć na pół.
|