Zima, miasto już dawno ogarnął spokój. Ulice oświetlały latarnie, stłumionym żółtym blaskiem. Przez duży mróz i pełno śniegu ludzie właściwie nie chodzili. Wpadamy do domu cali przemarznięci, celem stało się zrobione przez jego mamę kakao i ciasto. Siedzimy u niego w pokoju, na dużym łóżku, co chwila unosząc ciepły kubek w górę, otula mnie ramieniem, i przykrywa kocem po samą szyję bym przestała się trząść z zimna. Co jakiś czasu, obejmuje dłonią mój policzek i złącza nasze usta, wymieniając przy tym te cholernie głębokie spojrzenia. Wpatrując się w niebieskie tęczówki, wręcz jednocześnie wymawiamy bezgłośne 'kocham Cię'. /improwizacyjna
|