wreszcie posiadam świadomość, że spadając będę mogła podtrzymać się o czyjeś ramiona, które złapią mnie wystarczająco mocno, bym upadając nie potłukła się z wielką siłą. oplotą się wokół moich łopatek i skończą gdzieś między mostkiem i żebrami. rozkwitnę bez konieczności ponownego upadku i namiętnie będę wyznawała Ci miłość, dzień po dniu, by z uśmiechem pokazać, jak dawne widmo smutku odchodzi w niepamięć zabierając ze sobą mgłę i falujące burzowe chmury. niech czysta poezja spłynie z naszych kruchych warg i zabierze nas tam, gdzie będziemy blisko siebie, bo pragnę usłyszeć zagubiony dźwięk dotykających się dłoni.
|