wszystko mi mówi, że niebawem podejmę błędną decyzję, ale czyż człowiek nie uczy się na własnych błędach? czego los chce ode mnie? żebym nie podejmowała ryzyka? żebym zawróciła, nie mając nawet odwagi powiedzieć życiu "tak"? zrozumiałam, że okazje nie trafiają się często i że trzeba przyjmować prezenty, jakie przynosi nam los. oczywiście, bywa to ryzykowne, ale czyż to ryzyko jest większe niż prawdopodobieństwo, że na przykład autobus, który wozi mnie codziennie do szkoły, ulegnie wypadkowi? jeżeli już mam być komuś lub czemuś wierna, to przede wszystkim sobie samej. moje skąpe doświadczenie pokazuje, że nic nie zależy od mojej woli - i to zarówno w sferze materialnej, jak i duchowej. ten, kto stracił coś, co uważał za swoje (a zdarzyło mi się to wielokrotnie), uczy się w końcu, że nic nie jest jego własnością. tak więc nie warto niczym się przejmować, tylko żyć tak, jakby dzisiejszy dzień był pierwszym (lub ostatnim) dniem mojego życia.
|