ubrałam szarą wielką bluzę, ciemny odcień rurek, i czarne trampki. w uszach miałam włożone słuchawki. wyglądałam jak każda zwyczajna nastolatka. miałam w sobie coś, co przyciągało jak magnez. moje spojrzenie uzależniało, minuta rozmowy rozkochiwała. podobno byłam niczym jak mgła, która co chwilę znikała. dawniej miałam chłopaka, i kilku wiernych kumpli. teraz jestem sama, mam jednego wiernego przyjaciela, i chodzących po świecie wielbicieli. brakuje mi jednak osoby, która może przytulić, i robić tego szczerego banana na mój widok. nie byłam nigdy tą panną, która gdy miała łzy w oczach, to siadała na krawężniku, i zwabiała chłopaków. wolałam się ukryć w cichym kącie, siedzieć tam, aż mi przejdzie. tym razem sama się uśmiechałam do każdego, przechodziłam obok ludzi bujając się do muzyki. myśleli, że niczego więcej nie potrzebuję do szczęścia. nie każdy musiał wiedzieć, że dziewczyna z moim charakterem, nie była przez chwilę w swoim świecie.
|