Kocham moją klasę, chociaż jest tak bardzo popierdolona. Często odbiega od normy. Na naszym ostatnim przed świątecznym polskim zostaliśmy sami, bo pani coś tam załatwiała. I się zaczęło...Rzucanie plecakami, butelkami...to nic w porównaniu z tym co było później. Chińczyk wziął (jak myślał) płyn do mycia szyb, bądź zwykłą wodę i zaczął myć ławki. Okazało się, że to był nawóz do roślin i cuchnęło nim w całej klasie i musieliśmy pootwierać wszystkie okna, na dodatek na ławkach zostały białe ślady. Natomiast eR przyniósł do szkoły zimne ognie i rozdał każdemu chłopakowi po jednym. Cieszyli się jak małe dzieci, kiedy się paliły. Później, jeszcze całkiem nie wypalone, wyrzucili przez okno na parapet. Z ich szczęściem parapet zaczął się palić ;D Na początku chcieli to gasić nawozem, tak, tak, wiem, że są inteligentni, jednak skończyło się na tym, że gasili go dziwnym napojem, który znajdował się w koszu, który pod wpływem rzucenia w niego plecakiem wylądował pod choinką :-) Zwyczajny polski
|