Znowu zasypiam w hotelach, a rano budzę się w piekleNie chcę witać dnia, który wieczorem znowu przeklnęKiedyś zmierzałem do szczęścia dziś nie wiem sam gdzie biegnęBo niebo jest już chyba zbyt odległeNie raz już chciałem tym pierdolnąć choć wiem, że nie da radyChoć wiem, że mi nie wolno chciałbym z tego się ograbićZłapać to coś w środku, to coś w sobie zabićBo ile razy w końcu można powietrzem się dławićNa wskroś przeszywają mnie zmęczenia dreszczeTen ktoś nie wiem ile czekać będzie jeszczeBo choć kolorowe staje się powietrzeTo zwiększa się pomiędzy nami przestrzeń
|