Próbuję uchwycić się jakiś miłych wspomnień, ale tak trudno jest mi do nich dotrzeć. Widzę tylko niknący obraz swojego uśmiechu, bliskich mi ludzi. Nie mogę sobie przypomnieć, jak brzmi śpiew ptaków. Wszystko jest przytłumione i jakby za mgłą, nie mogę poczuć radości, którą przecież kiedyś musiałam czuć. Pamiętam natomiast wszystkie swoje upadki. Ból, smutek, samotność, porażka, bezradność, ośmieszenie, nieudolność, wstyd, strach, kolejna nieudana próba podniesienia się, tak, to wciąż mi towarzyszy. Wszystko co dobre jest przejściowe, jest złudzeniem. Szepczę do siebie: "Jeszcze będzie dobrze" i sama sobie odpowiadam: "Nie. Nigdy tak naprawdę nie było. Nawet jak się podniesiesz, to i tak znów upadniesz i tak będzie już zawsze". Brakuje mi już sił. Jestem okropnie zmęczona walką, w której przegrywam wszystkie bitwy i wiem, że wojny już nie wygram. Patrzę na zegar. Mam wrażenie, jakby wskazówki zamarły.
|