Leży chora. Tak w tej nieprzyjemnej sali szpitalnej. Leży sama, smutna, przygnębiona. Mija dzień za dniem. Poprawy jak nie było tak nie ma. Codzienne odwiedzanie stało się rutyną. Mimo, że się uśmiecha, widać, że cierpi. I ja cierpię razem z nią. Jest mi źle. Po kilku dniach nie wytrzymuję i wybucham płaczem. Fala pocieszeń ze strony innych przeciwnie do ich zamiarów sprawia, że jest mi jeszcze bardziej przykro. Nie chcę jej stracić. Bez niej będzie jakoś zimno, pusto, źle. Będzie bezdusznie. A ona dalej leży przypięta do tych urządzeń, które pomagają jej przywrócić sprawność, którą jeszcze tak niedawno miała. Brakuje mi jej ciepła, wsparcia. Uświadomiłam sobie to dopiero teraz, bo dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to,co jeszcze do niedawna było na wyciągnięcie ręki mogę w sekundę stracić. Smutne, że wywnioskowałam to dopiero gdy mogę ją stracić.. Może tak po prostu odejść.. Odejść na zawsze.
|