|
I znowu jutro pójdę do kościoła. Sama. On znowu siądzie za mną. Moje serce będzie chciało rozwalić klatkę piersiową. Pójdzie do komunii, wracając na miejsce cudownie się uśmiechnie. Do mnie. Jak gdyby nigdy nic. Usiądzie z tyłu. Moje oczy napełnią się łzami, ale mimo to w duchu będę się uśmiechać. Gdy msza się skończy, wyjdziemy w tym samym momencie z kościoła. Nie powiemy sobie "cześć". Pójdzie pierwszy chodnikiem do domu, ja za Nim. Obróci się raz, albo dwa. Ewentualnie trzy. Skręcę wcześniej, ostatni raz na Niego spoglądając. Będę szła środkiem drogi. Wejdę do domu. Ściągnę kurtkę i buty. Pobiegnę szybko na górę, żeby nie rozpłakać się przy rodzicach. Wpadnę do pokoju. Rzucę się na łóżko. Puszczę jakąś smutną piosenkę i wspomnienia będą robić swoje. Tak, na pamięć znam scenariusz samotnych niedziel. / amft
|