Zobaczyłam moją Kapliczkę Przeszłości. Wiem, powinnam się trzymać od takich miejsc z daleka, ale coś mówiło mi, żeby tam iść. Nie upadłam. Nie zapłakałam. Pomyślałam tylko o tamtych dniach. Usiadłam tam. Powinnam wtedy zacząć rozpaczać i krzyczeć do Boga: „Czemuś mi to odebrał!?”. Jednak siadłam bez nerwów, w sumie obojętna, i zaczęłam myśleć o przyszłości. O milionach rozwiązań jednej sprawy. Co pociągnie za sobą takie a nie inne konsekwencje, i co by tu zrobić, żeby były mi one na rękę. Przeszłość jednak nie dawała za wygraną, wciąż starała się namieszać mi w głowie. Przyszłość także nie zamierzała odpuścić. Walczyły ze sobą, raz wygrywała jedna, raz druga, aż w końcu nie wiedziałam już co jest moim wspomnieniem, a co tylko wizją. Stop. Odeszłam. Pogłośniłam muzykę Przyszłości, a Przeszłość zostawiłam za sobą. W końcu zrzuciłam swoją obrożę. W końcu stałam się człowiekiem, a nie wiernym pieskiem czekającym na skinięcie dłoni swojego pana.
|