siedzę na parapecie dopijając kawę, zimną już od popołudnia. lodowaty wiatr przeszywa mi wnętrze, suszy włosy i policzki, mokre od łez, gasi wypalonego już prawie papierosa. zabiera ze sobą resztki jego oddechu, odtwarzanego wciąż na nowo w moich ustach. w górze migocą gwiazdy, małe punkty, gdzieś wysoko. odległe, niedostępne, nieosiągalne. a jeszcze nie dawno było do wszystkiego tak blisko, niemal na wyciągnięcie ręki. nie potrzebowałam tych wszystkich lin i drabin, które i tak okazują się teraz zbyt krótkie. kolejny wieczór i kolejną noc spędzę na rozpamiętywaniu przeszłości, tęsknota stała się częścią mojego życia. jego większą częścią.
|