Dach budynku . On chodzący przy krawędzi, obok 50 metrów przepaści - wprost na ruchliwą ulicę . On kompletnie zalany, trzymał w ręku butelkę ulubionej whisky, którą ciągle popijał . Chciał ze sobą skończyć. Był bogaty, popularny, a kobiety go porządały, jednak czuł się jak intruz, jedyna osoba która była dla niego ważna, miała go za egoiste i dupka . Z każdym kolejnym krokiem chwiał się coraz bardziej . Nagle na dachu pojawiała się ona, rozstrzęsiona, zbliżała się do niego i prosiła żeby zszedł. On sądził, że chyba za dużo wypił, bo co ona mogła tu robić?. Czemu to akurat jej zależało żeby żył?. Prosiła go, łzy samoistnie płynęły jej po policzku, wyciągneła do niego rękę . Chwycił ją i zszedł, objemując ją . - Tak bardzo się bałam.- wyszeptała przez łzy. -Przepraszam .-odpowiedział, również płacząc . | waflowaaa .
|