Siadasz w kącie, wkładasz do uszu słuchawki i puszczasz najgłośniej jak się da jakiś smętny kawałek. Jedyna myśl, jaka krąży ci w głowie to "niech świat zniknie". Nie chcesz patrzeć na ludzi, masz ochotę zamknąć się w swojej głowie i w niej umrzeć, a tu nagle znikąd pojawia się wiecznie optymistycznie nastawiony człowiek, łapiący cię za nogi i połowę korytarza wycierasz tyłkiem. W takim momencie moja wiara w ludzkość na chwilę rośnie. /co.mnie.to
|