Poczuła, że gardło ma ściśnięte od łez. Bywa, że wznosimy wokół siebie mury; budujemy je długo i mozolnie, i sądzimy, że są bardzo mocne. Jednak potem zjawia się ktoś i obala je zwykłym dotknięciem lub tchnieniem oddechu. Zaczęła płakać. Podszedł i ją objął. Usiłowała strofować się w duchu, gdyż nienawidzi płaczu. Powiedziała sobie, że nie może się tak zachowywać, ale to nic nie pomogło. Trzymał ją w objęciach, a ona starała się nie myśleć o tym, co przez cały czas tłukło jej się po głowie - o wszystkich tych ludziach, którzy byli razem i naprawdę się kochali, a potem musieli się na zawsze rozstać.
|