|
przytrzymując jego głowę przy swojej klatce piersiowej, wysłuchiwałam się w jego słabnący oddech. wbijając, sztywno wzrok w ścianę, opanowywałam się by nie wybuchnąć i nie zabić go tam, za wszystko. czując, że kolejna noc będzie zarwana, że po raz kolejny będę siedzieć na jego łóżku, trzymać go za rękę i co chwilę powtarzać "nie zostawiaj mnie, kretynie tu samej. " , że co chwilę będę musiała powtarzać jego matce, że jest silny i że nie raz tak było, i że się wyliże. oszukując ją, oszukiwałam siebie. wiedziałam, że nie będzie dobrze, że trafi do szpitala, że będą problemy i że za jakiś czas znów to się stanie. wiedziałam, że za miesiąc, może dwa znów będzie leżał pół przytomny po wciągnięciu kilku gramów więcej, niż zazwyczaj. /bm
|