Byłam wtedy zakochana. Zakochana nie w taki sposób jaki teraz przemknął ci przez myśl. Wróciłam przed północą, złapałam za telefon i napisałam do najbliższej mi na świecie osoby ile siedzi we mnie wzruszenia i smutku. Leżałam na łóżku i słyszałam uderzenia serca. Przekręcałam się z boku na bok, wyglądałam przez okno, żeby się upewnić, że to napewno, że jak rano sie obudzę, to nic się nie zmieni, nic nie zniknie. Pamiętam, że czułam się jak po alkoholu, albo zupełnie po czymś innym. Pierwszy raz płakałam ze szzęścia i smutku jednocześnie. Wiesz, takie rzeczy nie zdarzają nam się codziennie. Trzeba umieć wszystko docenić. Trzeba przygryzać wargi do krwi w każdy szary dzień, żeby później umieć uśmiechnąć się do siebie w lustrze z samego rana. Szczęście z tamtego dnia zostało we mnie do dziś, a smutek zamienił się w tęsknotę. W tęsknotej podczas której zamykam oczy i uśmiecham się po same koniuszki rzęs.
|