weszłam do Jego mieszkania, pierwszy raz w życiu używając kluczy, które mi dał. spał jeszcze - co oznaczało, że olał poranne zajęcia. usiadłam obok Niego na łóżku. przyglądałam się tej twarzy, którą tak bardzo kocham. spoglądałam na każdą minę, każdy ruch - na wszystko. nagle obudził się. gdy mnie zobaczył z wrażenia przetarł aż oczy. ' Żaklina?' - powiedział z niedowierzaniem. ' nie kurwa, Matka Boska' - odpowiedziałam. ' co się z Tobą dzieje? znowu zabawy z trawą ? ' - dodałam, patrząc w Jego przećpane oczy. spojrzał się na mnie, dokładnie przyjrzał źrenicą i wrednie dodał: ' Ty się lepiej zajmij swoją zabawą z koksem'. patrzyłam na Niego z nienawiścią w oczach - nienawidziłam, gdy wytykał mi błędy, które sam popełniał. robił to w tak perfindy sposób, sprowadzając mnie tym samym do parteru. i mimo wszystko lubił to - lubił zadawać mi ten ból, który towarzyszył mi wraz z myślami dotyczącymi tego bagna, w które nadal jestem wpakowana.
|