Spotkanie Jego w całkiem nowym dla mnie świecie było czymś zupełnie dalekim, obcym, niemalże niedostępnym. Dotknięcie Jego dłoni, wtulenie się w ramiona, które przecież jakiś czas temu były moim miejscem bezpieczeństwa, teraz graniczyło z cudem.. Poczucie Jego bliskości, niepowtarzalny dźwięk Jego głosu był w pewien sposób za dotkliwie mocnym szklanym murem, którego nie byłam w stanie zburzyć.. Ta świadomość skracała mój oddech, powodowała mocny ucisk w klatce piersiowej, a przecież musiałam żyć dalej, funkcjonować, patrzeć na kolejne dni, tym razem bez kogoś drugiego, najważniejszego.. | nieracjonalnie
|