włazisz mi z tymi zabłoconymi szwejami w życie właśnie wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewam. zawsze wracasz w momencie, kiedy właśnie uda mi się uwierzyć w twoje nieistnienie. przychodzisz i tak po prostu bez pukania otwierasz drzwi do mojego serca. zjawiasz się kiedy udaje mi się już wszystko poukładać, uporządkować, zrozumieć. kiedy Cię zupełnie nie potrzebuję, kiedy umiem już radzić sobie sama. ale ty nie możesz zostawić mnie w spokoju, rozwalasz całą mizernie sklejaną układankę. robisz mi w życiu bałagan i przewracasz je do góry nogami. a ja mimo wszystko nie potrafię kazać Ci odejść, bo kocham Cię, jak stąd do słońca, czy tam dalej i Ty doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że gdzieś w głębi serca czekam. o każdej porze, każdego dnia, już zawsze. nie znikniesz, już jakiś czas temu to sobie uświadomiłam.
|