Krzyczą, ciasną związani krawatami kapitalizmu, że czas na nowe życie, na bezkrawą rewolucję,w czasie której krew popłynie rynsztokami wraz z wrzaskami, wraz ze szlochem, wraz z zagubionymi spojrzeniami nienarodzonych dzieci rewolucji, pożartych zawczasu. Przedwczoraj za dużo nieba - dzisiaj zdecydowanie za mało. Zaczynam błądzić w jasności, w ciemności odnajduję schronienie - paradoksalnie. Nic mnie wewnętrznie nie rozdziera, nic nie tworzy w moich myślach zamętu. Przewartościowałam życie.
|