stojąc na balkonie klubu, słysząc odgłosy rozpoczynającego się koncertu patrzyłam tępo na wuchte ludzi, która co chwile mnie trącała lub popychała. alkohol buzował w żyłach, aż poczułam lekkie ukłucie w bok. zaskoczona podniosłam wzrok i zobaczyłam zatroskaną twarz kumpla. 'co jest?' zapytał, a ja śmiejąc się cicho pokręciłam tylko głową. 'zakochałaś się' zażartował, trącając mnie zabawnie. 'żaden frajer mnie nie zagnie' skłamałam z premedytacją, bo od dawna jeden niszczył mnie codziennie. a co w tym najlepsze? że stał on wtedy obok, jak zwykle z telefonem w łapie i jakimiś laskami klejącymi się, przy boku./?
|