po szkole udałam się z kumplem do sklepu. najwidoczniej nie przestawiłam się jeszcze na tryb 'poszkolny', gdyż weszłam do pomieszczenia mówiąc 'dzień dobry pani profesor' , po chwili z szokiem iż coś takiego z siebie wydusiłam poprawiłam się ' ee , znaczy się dzień dobry'. kumpel drwiąco spojrzał na kasjerkę, która najwyraźniej przez chwilę poczuła się ważna, zawzięcie obgryzając swojego beznadziejnego tipsa, i dodał ' tak kurwa, może jeszcze pani doktor odrazu. ja Cię proszę , pewnie gdyby nie kasa to by liczyc nie potrafiła'. kobieta mało nie połknęła tipsa a ja stałam z portfelem w ręce jak wmurowana. tak, to był ostatni dzień w którym odwiedziłam właśnie ten sklep - od tamtego czasu omijam go szerokim łukiem, a gdy pytam kumpla czemu tak dowalił, odpowiada ' bo jakaś taka blachowata była, i Cię dziwnie zmierzyła, no. a trzeba bronić stada!". luźno, że nie ogarniam Jego sposobów 'obrony stada'- no ale niech będzie,wkońcu to facet./
|