[part 2.] Szła za dźwiękiem, który doprowadził ją do ruchliwej drogi. Dziwne było tylko, że o tak późnej porze, na drodze nie brakowało samochodów. Znów usłyszała jego melodyjny głos, który tym razem, powtarzał jej imię. Wreszcie zauważyła skąd dociera do niej dźwięk. Po drugiej stronie ulicy, stał On. Ubrany w czarną koszulę, z bukietem róż w ręce. Nie bała się, chyba nawet nie dotarło do niej, że niedorzeczne jest to, że go widzi. Powoli postawiła jedną nogę na ulicy. On natomiast złapał mocno ręką za łodygę kwiatów i wbił śnieżnobiałe palce w kolce. Po ręce ciekła mu krew, on jednak nie specjalnie się tym przejmował. Wręcz spojrzał na swoją zakrwawioną dłoń i zaczął się przeraźliwie śmiać.
|