[part 1.] To nie był sen, była pewna , że słyszała jego głos. Choć to przecież niemożliwe, wyczuwała jego obecność. Mogłaby przysiąc, że obok niej, na tym pieprzonym krawężniku siedzi ktoś jeszcze. W rzeczywistości jednak, była tam całkiem sama, jedynie w tle, latarnia delikatnie oświetlała alejkę, w którą postanowiła pójść. Jakby na złość w chwili gdy skręciła w wąską uliczkę, światło zgasło jak na zawołanie. No nic, to jedyna droga do domu, nie miała wyjścia. Szła szybkim krokiem, gdy nagle zerwał się przeraźliwy wiatr. Wraz z wiatrem, poczuła znów to dziwne uczucie, które zaczęło ją z chwili na chwilę coraz bardziej przytłaczać. Wyczuwała kogoś obok, aż wreszcie usłyszała. „Chodź do mnie... No chodź...” Tak! To z całą pewnością był jego głos. Chwilę zajęło, nim dotarło do niej, że to niemożliwe, irracjonalne. Przecież On nie żyje. Jedno natomiast było pewne. Nie uroiła sobie tego głosu. Słyszała go dokładnie i wyraźnie. Nie mogła tego tak zostawić.
|