"W dzień jej pogrzebu spadł śnieg. Wieczorem poszedłem na cmentarz. Szalała prawdziwa zimowa śnieżyca, nie było widać żywej duszy. Nie obawiałem się, że ten głupiec, jej mąż, zejdzie w dolinę o tak późnej porze, a nikt inny nie miał celu, by włóczyć się tam po nocy. Byłem więc sam. Dzieliła mnie od niej tylko warstwa sypkiej ziemi. Powiedziałem wówczas do siebie: - Wezmę ją jeszcze raz w ramiona! Jeśli będzie zimna, pomyślę, że i ją, tak jak mnie, zmroził wiatr północny. Jeśli będzie nieruchoma, to dlatego, że śpi. - Przyniosłem łopatę z budki z narzędziami i zabrałem się z całych sił do kopania. Łopata wkrótce zgrzytnęła o trumnę, próbowałem oderwać wieko rękami. Byłem już bliski celu, gdy wydało mi się, że ktoś westchnął nade mną, pochylony tuż nad skrajem grobu."
|