Nakrzyczał na mnie jak na małą dziewczynkę i więcej nie powiedział już nic. Był zły i nawet nie chciał mi łaskawie oznajmić o co. Usiadłam na ławce plecami do niego. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się, nie wydając z siebie żadnych odgłosów. Łzy były tak duże, że było tylko słychać jak spadają na moje spodnie i kant ławki. Trwało to pięć minut po czym drżącym głosem oznajmiłam, że muszę iść do domu. Kazał mi się odwrócić, więc niechętnie i powolnie zrobiłam to o co prosił. "Bliżej, kochanie"-usłyszałam, a w moim małym serduszku zrobiło się tak jakby Cieplej, uwielbiałam ton jego głosu. "Nie płacz, nienawidzę kiedy to robisz"- przytulił mnie po czym dodał : "Ciebie się nie da niekochać". "Nie kochasz mnie, przecież jesteś na mnie zły, co ja tym razem zrobiłam?"- i moje oczy od nowa zaszły łzami. "Nic księżniczko, to moja wina, a poza tym nawet jeśli byłbym na Ciebie zły nie oznaczałoby to, że przestałem Cię kochać. To nierealne"
|