Jej mała stopa dotknęła zimnej podłogi. Skrzyp, skrzyp, skrzyp. Stawając na palcach, otworzyła drzwi balkonowe i wyszła na zewnątrz. Rześkie powietrze. Dreszcz. Wróciła do domu, rzuciła okiem na śpiącego męża. Nastawiła wodę. Mruczała pod nosem jakąś piosenkę krocząc rytmicznie po kuchni. Przygotowała śniadanie, zaniosła do sypialni. Postawiła na szafce nocnej, pocałowała jego policzek z trzydniowym zarostem. Powoli otworzył powieki, drgnęły mu kąciki ust, założył jej za ucho niesforny kosmyk. -Dzień dobry. Śniadanko, śpiochu. - powiedziała kładąc tacę na swoje nogi. -Jesteś cudowna. Przyglądał jej się wnikliwie, poprawiła włosy i spuściła wzrok. Delikatny rumieniec. Jego ciepły uśmiech, jej dołeczki. Miłość.
|