Brałam morfinę i wskakiwałam do szafy. Narnia była wtedy tak blisko. Bliżej niż zimne szare ściany i zadymione powietrze.Bliżej niż cokolwiek. Kiwając się z boku na bok czułam jak oddalam od siebie tą paskudną wizję końca. Jak drętwiały mi kończyny. Jak odchodziłam w niepamięć.Chcę zostać już tam na zawsze , do ostatniego świeżego spojrzenia. Może kiedyś ktoś znajdzie skulony szkielet w drewnianym pudle i zwali winę na brutalne społeczeństwo bez grama tolerancji,otworzy usta ze zdumienia i pocierając piekące oczy pozwoli mi się spopielić. Byłabym wdzięczna.
|