Krople deszczu ogłuszają stukając niemiłosiernie o kostkę brukową. Kolorowa parasolka, którą trzymam w dłoni ugina się pod ciężarem wody. Przeskakuje przez kałuże, twardo stając na ziemi biało - czarnym kaloszem. Czuję jak moje włosy odkręcają się pod wpływem wilgoci. Stary rynek tonie we łzach aniołów. Z ciemności wyłania się postać chłopaka, ma jasną bluzę i taką samą parasolkę jak ja. Zatrzymuję się i patrzy wprost w moje mleczno brązowe oczy. Jego mina jest niezdecydowana, waha się, udaje (?). Stoimy tak jakiś czas, może to minuty, może godziny. Jesteśmy tylko my, nasze dwie parasolki, dwie pary oczu o kontrastowych kolorach i miliony kropel. Kropel, będących łzami naszych dusz i podkreślających nostalgię naszego spotkania.
|