Wstałam rano. Coś nie wyszło. I nie wyszło kolejne coś. Wszystko leciało mi z rąk. Niczego nie mogłam znalezc. Byłam już spoźniona. Już na porządnym wkurwie włączyłam turbo i nakurwiałam do szkoły stwierdzając, że to będzie chujowy dzień. Nawet się nie myliłam. W sumie to od niedzieli szału nie ma. Myślałam początkowo, że tylko u mnie takie chujowe czasy nastały. Ale nie. Co generalnie niczego nie zmienia. Nic mi się nie chce a piździ jak w kieleckim. Marznę domu marznę w szkole, marznę w dzień marznę w nocy. Przydałby się ktoś do przytulenia, gdzie właśnie mam niedobór takowych osób. I od czasu do czasu zastanawiam się gdzie się podział mój optymizm, determinacja, siła... No i fajnie byłoby się ogarnąc tylko, że nie wiem jak i z której strony zaczac. A w sumie to nawet chyba mi się nie chce. / nacpana.marzeniami
|