Usiadłam na parapecie podciągając nogi pod brodę. Przymrużyłam oczy. Teraz On był ze mną, tu, w tym pokoju, w tym zyciu. Mocniej zacisnęłam powieki. Całował mnie, a ja oddawałam pocałunek.
Otworzyłam oczy i po moich policzkach pociekły łzy. On, tylko On był dla mnie ważny, a Jego nie ma. Śpi... Ja wiem, że się nie obudzi, a jednak przepełniona nadzieją spoglądam co chwilę na drzwi jakby On miał w nich stanąć i wykrzyknąć " To tylko grypa, już jestem!"
Jeszcze nigdy śmierć nie była tak nieodpowiednio ubrana jak teraz. Obudź się, kochanie - szepczę nadal w ciemności.
|