byłam silna. nie płakałam często. kiedy czułam, że łzy niedługo napłyną do oczu, zaczynałam się śmiać. z niczego. na początku na siłę, ale w efekcie kończyło się to autentyczną radością. kiedyś zdecydowanie wolałam się najebać, stracić świadomość, humorki zrzucić na karb promili. odkąd go poznałam, uśmiech nie schodził z twarzy. głupi rechot z niczego był codziennością. za łatwo tylko zapomniałam, że to działa w dwie strony i kiedy jego nie będzie, moje szczęście też spierdoli. / smacker_
|