Była cała roztrzęsiona, łzy odbijały się z mocnym echem o mokry asfalt. Między budynkami słychać było ironiczny śmiech przechodniów. Biegła coraz szybszym tempem, nie biorąc pod uwagi, że chmury coraz bardziej przysłaniają słońce. Nie liczyło się wtedy nic. Cały świat runął w jednej chwili - w momencie Jego odejścia, wraz z ostatnim słowem, który był przeciwny wszystkim wypowiadanym wcześniej. Nie dotrzymał żadnej z obietnic, zadał jej ogromny ból, zostawił pieprzoną, tak bardzo ciężką do wypełnienia pustkę. | nieracjonalnie
|