Cz. 1
Ten dzień był jakiś taki… monotonny. Postanowiłam w pewnym jego momencie przejść się. Nie wiem dlaczego, ale coś skierowało mnie w stronę lasu. Na miejscu czekały na mnie tylko pozimowe liście leżące na ziemi oraz szelesty tych nowych, na drzewach od wiatru. Szłam przed siebie, bo coś mówiło mi, że mam iść dalej, przed siebie. Szłam i szłam.
- Nie idź tam – usłyszałam w myślach.
- Przestań – pomyślałam.
- Posłuchaj mnie.
- Spadaj.
|