Przybądźcie, o wy duchy,
Karmiciele zabójczych myśli,
Z płci mej mię wyzujcie,
I napełnijcie mię od stóp do głowy
Nieubłaganym okrucieństwem!.
Zgęśćcie krew w moich żyłach:
Zatamujcie wszelki w mym łonie
przystęp wyrzutom sumienia,
By żaden poszept natury nie zdołał
Wielkiego mego przedsięwzięcia zachwiać...
Zbliżcie się do mych piersi,
Przeistoczcie w żółć moje mleko,
wy, śmierć niosące potęgi,
Które niewidzialnie krążąc
Na szkodę świata czatujecie!
Spuść się, Ponura nocy,
Oblecz się w najgęstszy dym piekieł,
Aby mój sztylet nie ujrzał,
Rany przez siebie zadanej i Niebo,
Przez nie dość ciemny kir mroku przejrzawszy,
Nie zawołało: "Stój!"!
|