Siedzieliśmy z ekipą. Wśród nich był typ, który uganiał się za mną odkąd pamiętam, nigdy jakoś szczególnie mnie do niego nie ciągnęło, gadka się nie kleiła, mimo tego iż doceniałam jego starania, nie mogłam byc z nim wbrew sobie. Musiałam wracac do domu, podeszłam do każdego zbijając piątki, stanęłam przed Aleksem, najlepszym przyjacielem pod słońcem, złapał mnie za rękę, spojrzał w oczy, uśmiechnął się promiennie 'nie puszcze Cie samej' dodał, odwzajemniłam uśmiech. 'Krzychu, Twoja kolej, wykaż się i odprowadz młodą pod sam dom' sypnął w kierunku mojego adoratora. 'już nie żyjesz' rzuciłam. Klepnął mnie po ramieniu, rozbawiony moją chłodną miną. Spojrzałam na Krzyska, który cieszył się jak pięcioletnie dziecko trzymające w ręku lizaka 'chodz' syknęłam kierując się w strone domu. 'Alek dzwoni'. 'Doszłaś bezpiecznie?' zapytał śmiejąc się jak głupi, nie zdąrzyłam nic odpowiedziec 'sooory siostra, nie mogłem się powstrzymac'. Mimo wszystko - uwielbiam go, jak mało kogo.
|