Otworzyła okno. Zaciągnęła się świeżym powietrzem. Poczuła na twarzy wiatr. Znowu miała te dni w których tęskniła. Usiadła na parapecie. Nogi wywiesiła przez okno. Mimo, że minęło tyle czasu. Ona cięgle o nim pamiętała. Łzy spływały jej po policzkach. Tusz rozmywał się i zostawiał tylko czarne smugi. W ręku trzymała łańcuszek. Od niego. Parzył ją w rękę. Ale ściskała go co raz mocniej. Chciała wykrzyczeć światu, że nadal go kocha. Nikt nie rozumiał jej bólu. Naprawdę go niesamowicie mocno kochała. Zeszła z parapetu. Zamknęła okno. Włożyła sweter i wyszła z domu. Poszła na cmentarz. Chciała się z nim spotkać. Padła przy jego grobie. Zaczęła płakać. Nie mogła pogodzić się z jego stratą. Śpieszył się do niej na spotkanie. To go zabiło. A ona nadal go kocha. I ze łzami w oczach, położyła się na zimnej płycie i zasnęła. Nie miała odwagi się zabić i do niego dołączyć. Ale po prostu zamknęła oczy. Wyobraziła sobie, że jest obok niego. Mimo, że jego już nie było. Ona kochała nadal....
|