Przychodził nocą. Zabierał jej włosy śpiace w mroku. Zabierał bursztynowy półksiężyc brzucha. Zanurzał się w niej jak chrząszcz w płomiennej nasturcji. Zamykał ją w dłoniach ciasno, szczelnie. Nie czuł, że się wymyka. Nie słyszał jak odchodzi. Nie stukały obcasy zielonych pantofli.
|