Był letni, zimny wieczór. Byłam na jakimś beznadziejnym obozie, na którym tylko cierpiałam patrząc na te wszystkie zakochane pary. Usiadłam na ganku naszego domku. Po moich policzkach spływały łzy. Jedna po drugiej. Zaczęłam szlochać. Schowałam twarz w dłoniach. Wtedy nagle poczułam znajomy zapach perfum. Podniosłam zapłakaną twarz.. To był on. Obiekt wzdychań wszystkich dziewczyn. Czego chciał od takiej dziewczyny jak ja? Mógł mieć każdą dziewczynę o jakiej zamarzył. Bez słowa usiadł naprzeciwko mnie i mocno mnie przytulił. Ja wtuliłam się w jego ramie i zaczęłam ćpać jak narkomanka zapach jego bluzy. Trudno go było pomylić z jakimkolwiek innym zapachem. Delikatnie gładził ręką moje plecy. Przestałam płakać. Wtuleni siedzieliśmy tak przez jakiś czas. Gdy już go puściłam on spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się tak słodko, jak jeszcze nikt inny w moim nędznym życiu. Zakochałam się w nim od razu. Do dziś gdy mi smutno przypominam sobie tą sytuację, z nadzieją, że jeszcze kiedyś tak będzie. Głupia nadzieja.
|