Dotarła więc do domu. Rozbita. Roztrzęsiona.. W progu spotkała matkę, radośnie składającą życzenia.. potem ojca... łamiąc się w słowach ze spuszczonym wzrokiem dziękowała... bo tylko to mogła wypowiedzieć... Była jak wulkan, który wybuchał gwałtownie pod wpływem impulsu. Miała zaczerwienione oczy. Od płaczu. Nikt nie zauważył, że coś nie tak. Szybko przemknęła do kąta... Pragnąc tylko by nastał kolejny dzień, i kolejny....
|