Znowu włączyła mi sie ta irracjonalna melancholia, nadwrażliwość, tęsknota. Opadam na samo dno bezbrzeżnego oceanu smutku powoli, jak tonący statek, a ostatni pasażerowie: nadzieja i rozsądek oglądaja mój upadek klnąc, z oddalającej sie kry. Mam nadzieję, że przeżyją, i że wrócą, żeby mnie z tego wyciągnąć, no bo kurwa. No to przecież nie jest tak, że kocham, czy nawet chcę kochać. Nie. Mam nadzieję, że nie. When the fuck did I start to care?
|