Spędzając całe tygodnie z książką, przed komputerem bądź beznadziejnie drepcząc po miejskich parkach, przyłapała się na tym, że nie marzy, nie wspomina, nie pragnie. Żyła, bo żyła, często całe popołudnia i wieczory spędzała z wyłączonym poczuciem własnego „ja”, które do niczego nie było jej już potrzebne. Przypominała coraz bardziej wypalony pień.
|