Zapalił kolejnego papierosa uśmiechając się do mnie. Dziwnie tak było, siedzieć właśnie z nim na dworze, zaraz koło siebie, trzymając się za ręce. Byliśmy okryci jednym kocem. Pogłaskał mnie po policzku nic nie mówiąc. Jak zwykle zresztą, nigdy nie mówił za wiele. Po jakimś czasie płożyłam mu głowę na ramieniu, on objął mnie w pasie. - Kurwa mać, chyba nigdy cię nie przelecę, co? - Nie. Kocham kogoś. - To jest nas dwoje, słońce. Tyle że ja kocham ciebie.
|