Siedziała w starym, skórzanym fotelu na strychu. Tylko tu mogła się skupić i być sama. Miała na sobie jego koszulę, ta którą kupiła mu na pierwszą rocznicę. Mimo że prała ją już tysiąc razy była na wskroś przesiąknięta jego zapachem. Teraz w jednej ręce trzymała kieliszek jego ulubionego wina i przełykała czując w gardle to lekkie pieczenie. Teraz wino nie było najlepsze, bo je zepsuła swoimi łzami. Gorzko-słony smak zostawał na wargach, które kiedyś całował. Dzwonek do drzwi tak ją przeraził że wylała kieliszek na ta ukochaną koszulę a butelkę stojącą obok przewróciła na ich wspólne zdjęcia. Zbiegła taka w rozspce po schodkach i dopadła drzwi. Otworzyła na rozcierz z nadziej ą że spotka za nimi go. Stała tam jednak jej przyjaciółka, rzytuliła ja mocno i zaczęła jej mówić "On nie żyje. Pogódź się z tym, czas żyć na nowo, z nowymi aspiracjami." Wtedy wszystko straciło sens. Poszła do kuchni wzięła najostrzejszy nóż i przejechała gładko po przegubie. Gdy umierała zobaczyła jego twarz...
|