rzucałam swoje plany - czy to wyjazd z rodziną, zakupy, ognisko, czy cokolwiek innego. zawsze byłam na Jego zawołanie. wyciągałam ku Niemu dłoń, kiedy tylko zaczynał się staczać, gdy tylko coś w Jego życiu się psuło. wkurzal sie na szefa, zrobil jaka kompletna glupote, poklucilsię z rodzicami - dzwoniłam i wisiałam na telefonie przez kolejne kilka godzin, lub po prostu biegłam do Niego zarzucając w biegu na ramiona kurtkę, żeby tylko mogł wygadac się opierając głowę o moje kolana. to boli, bo kiedy ja teraz chwieję się na krawędzi i w chuj nie ogarniam swojego życia - Go nie ma.
|