Zdali sobie sprawe że to już nie małolaci, Szacunek poważanie na ulicy kumaci, Wielka siła w oczach tych dwojga braci, Ta sama siła juz wkrótce ich zatraci, Zaczęli lecieć troszke za ostro, Nie chcieli leczyć z lokalną cosa nostrą Kosy się ostrzą, przeładowują gnaty Płytki dół czeka zimny jak Apallachy
Strachy na lachy niech się bratku pierdolą, Jeszcze się okaże kto dojedzie kog W drodze do dziupli, gdy pchali to co upchli Natrafili na obławe policyjnych trutni, Spojrzał na brata który u jego boku
Chciał odnaleźć spokój ale przeraziła go pewność wokół, Psy wokół poddaj się nie ma wyjścia, To ta chwila gdy karaluch wychodzi z ukrycia..
|