[ cz. 1 ] Wielokrotnie siadała na tarasie, ze słuchawkami i telefonem.
Wciąż łudziła się, że napisze.
Że znów będzie mogła odzyskać nadzieję.
Tę nadzieję, która nigdy wcześniej nic nie przynosiła.
Była cierpliwa.
Po raz setny słuchała Jego ulubionej piosenki, która wyciskała jej z oczu wielkie, gigantyczne zły.
Nie potrafiła się opanować.
Kochała Go całym sercem.
Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo, jak długo pielęgnowała to uczucie.
Pęczniało w niej jak nasionko, by wreszcie wydostać się na powierzchnię.
Swoją obecność sygnalizowało teraz niemożliwymi do pokonania łzami.
Marzyła o Nim.
O Jego pięknym uśmiechu, o Jego śmiejących się do niej oczach.
Bywały takie chwile...
Chociaż nigdy nie byli razem, to bardzo często ona dostrzegała tę subtelną zmianę koloru Jego oczu,
kiedy był bardzo szczęśliwy,
kiedy brał życie pełnymi garściami.
Brakowało jej Jego zapachu, Jego dłoni.
Zapach czuła wielokrotnie-siedząc koło Niego, rozmawiając z Nim.
|