Bezustanna autodestrukcja przesłoniła jej oczy na prawdziwy świat.
Widziała już tylko Jego.
Jego-jako jedyną deskę ratunku na morzu swojej krwi, cierpienia i problemów.
Oprócz Niego, jej ratunkiem był nóż.
Umoczony krwią nóż i uczucie omdlenia.
Przepełniająca ją wściekłość była nie do wytrzymania.
Z czasem pokochała ten moment, kiedy spływa z niej krew.
Chciała umrzeć.
Może wtedy On uświadomiłby sobie, jakim głupcem był.
Przed śmiercią chciała mu wykrzyczeć prosto w twarz, co do Niego czuje.
Chciała, żeby On też miał wyrzuty sumienia.
Miała nadzieję, że to właśnie On uchroni ją od śmierci.
Że ją pokocha,
że ją zatrzyma...
|