Obudziło się spojrzenie po chwili nastała cisza, to spojrzenie które działało na nich jak heroina i nie wiedział co ma zrobić, ona tam stała sama, patrzyli w gwiazdy tak do białego rana, coś go trzymało tam ale chciał pójść do niej, po nocach śniły mu się ich łączące dłonie, ich łączące skronie i spojrzenie prosto w oczy i nie ważne czy noc, czy kolejny dzień się kończył, on sam tam kroczył ścieżkami nieznanymi, był środek nocy, jego usta zamilkły i szedł tą drogą uważając ją za słuszną, szelest liści, a wokół czarne płótno, ona tam stała nadal, krople na nią spadały, cisza ją otaczała, wciąż biła się z myślami, porywający wiatr zabrał jej z głowy czapkę, znów zapadł zmrok ona bała się naprawdę.
|